Od dawna wszyscy słyszymy o dodrukach pieniędzy, a w ostatnim czasie, to juz na potęgę, więc przyjrzałem sie z bliska tematowi, bo niby wszyscy wiemy, że chodzi o dodruk, ale o co w tym tak na prawdę chodzi, to chyba nikt tak do końca nie wie?
No i tu muszę się przyznać, że jednak nie wiedziałem o drukowaniu pieniędzy kompletnie nic.
Jak każdy Kowalski myślałem, że rada ministrów czy rząd ustanawia, jakieś nowe prawo i włączamy maszyny w mennicy państwowej i stukamy ile trzeba. Oczywiście, to tak nie działa i żeby zrozumieć dokładnie o co chodzi, potrzebowałem przeczytać kilkanaście artykułów, bo co analityk, to inna opinia, a na dodatek w krajach Unii Europejskiej dodruk pieniądza różni się od USA, Anglii czy Japonii.
W dodatku nikt nie drukuje faktycznie pieniędzy, tylko jak już, to obligacje i wszystko polega właśnie na emisji nowych, lub skupie starych obligacji. Oczywiście, na wszystkim trzymają rękę mafie bankowe (Bank Centralny), który kupuje lub sprzedaje takie obligacje za odpowiedni procent, różnym funduszom i innym bankom komercyjnym, które muszą i chcą mieć je w swoim portfolio, żeby móc później znowu handlować z Bankiem Centralnym, ale to już temat na osobny wątek.
Może słyszeliście ostatnio pojęcie „
quantitative easing”, oznacza ono właśnie proces kupowania w USA obligacji państwa przez bank centralny.
Więc dodruk - dodrukowi nie równy, ale żeby wytłumaczyć chociaż trochę, o co w dodruku chodzi i że w sumie, jest to dobra koncepcja, przytoczę cytat, który powinien rozjaśnić trochę sens takiego działania:
... Pieniądz trafia do obiegu jako dług! Dokładniej mówiąc – dług podniesiony do roli oficjalnego środka płatniczego. Jest pożyczany dla przeprowadzenia jakiejś operacji, a po jej zakończeniu trafia z powrotem do banku centralnego i w ten sposób kończy swój żywot. Cały ten system opisuje pokrótce, w uproszczonej formie, zabawna historyjka, z którą się gdzieś spotkałem.
W pewnej odciętej od świata, małej górskiej wiosce, mieszkańcy żyli z turystów. Pewnego razu z powodu kryzysu nikt nie przyjechał. Wszyscy więc byli u wszystkich zadłużeni. Hotelarz kupował chleb u piekarza i mówił, że zapłaci mu później. Piekarz kupował ziarno u rolnika i mówił, że zapłaci mu później. Rolnik był jurnym chłopem, więc korzystał z usług wiejskiej prostytutki i mówił, że zapłaci jej później. Prostytutka podnajmowała dla swych usług pokoje u hotelarza i mówiła, że zapłaci mu później. Pewnego razu w hotelu zjawił się samotny turysta. Zapytał czy są wolne pokoje, a gdy usłyszał potwierdzenie, położył na kontuarze stuzłotowy banknot i powiedział, że idzie się rozejrzeć. Jeszcze nie doszedł daleko, gdy hotelarz złapał banknot i pognał do piekarza, aby uregulować swój dług. Piekarz natychmiast pobiegł do rolnika, a ten do prostytutki. Prostytutka pobiegła do hotelarza i uregulowała swoje długi, dając mu banknot turysty. Hotelarz już chciał schować banknot do kasy, gdy turysta wrócił, powiedział, że nie podoba mu się tu, zabrał swój banknot i poszedł. A wioska pozostała bez długów!
Gdy w tej opowiastce w miejsce turysty podstawimy bank centralny, zrozumiemy na czym polega obecny system monetarny. System jest właściwie genialny! Do obiegu trafia (teoretycznie!) tylko tyle pieniędzy, ile potrzeba, a po wykonaniu swej roli znikają one z rynku. Pieniądz jest tworzony z niczego na potrzeby rynku. Nie istnieje więc żadna stała ilość pieniędzy krążąca w obiegu! Cały ten proces określa się często pojęciem „fiat money” albo „fiat currency”. Określenie to nie pochodzi od znanej marki samochodów, ale od łacińskiego cytatu z biblii: „fiat lux” – niech się stanie światło (właściwie należałoby więc mówić „fiat pecunia”). System ma w sobie faktycznie coś boskiego, i pewnie dlatego niektórym bankierom zupełnie już „odbiło” – w listopadzie 2009 Lloyd Blankfein, szef banku Goldman Sachs, określił się jako pomocnik Boga!
Paradoksem tego systemu jest jednak konieczność stałego zadłużenia. Inaczej nie byłoby żadnych pieniędzy w obiegu.
https://pecuniaolet.wordpress.com/drukowanie-pieniadza/Teraz trzeba zrozumieć, że ten, jak widać dobry koncept, rozrósł się aktualnie tak, że nie wiadomo czy sprawdzi się i uzdrowi gospodarkę, czy też wręcz przeciwnie wpadniemy w hiperinflacje i totalne spowolnienie gospodarcze?
Tak jak pisałem na początku, co ekonomista/analityk, to inna opinia i to nie tylko w sprawach samych efektów zwiększających się dodruków, ale także ich zasadności. Gdyby to było mało część sądzi, że system europejski, jest najlepszy, gdzie inni twierdzą wręcz odwrotnie, wskazując na Japonię czy USA.
Biorąc, to wszystko pod uwagę ciężko jest stwierdzić czy przed nami rynkowa hossa, czy bessa, a to dopiero sam czubeczek wiedzy o dodrukach pieniędzy i na prawdę, żeby to dobrze zrozumieć potrzeba by nowego wątku i bardzo długiej dyskusji.